wtorek, 27 listopada 2018

Śmierć pod autobusem w Skolimowie - 1935 r.

Swego czasu, przeglądając starą prasę, zarchiwizowałem informację o wypadku samochodowym w Skolimowie, który miał miejsce  w niedzielę 11 sierpnia 1935 r. 


Po pewnym czasie, w zupełnie innej gazecie i kilka lat późniejszej, natknąłem się ponownie na wiadomość o wypadku samochodowym w Skolimowie.  Przypomniałem sobie, że już czytałem coś na podobny temat.  Odnalazłem stary wycinek i... okazało się, że chodzi o ten sam wypadek.

Ponad trzy lata później, w listopadzie 1938 r. prasa wróciła do tej sprawy. Powodem tego był bezprecedensowy proces i wyrok. Zmieniła się także przyczyna wypadku. To nie tłum wepchnął ofiarę pod koła autobusu lecz autobus wjechał w tłum oczekujących. Zapewne taką interpretację przedstawił adwokat Warszawskiej Izby Adwokackiej (wpisany na listę w 1937 r.) Jerzy Loewestein, zamieszkały w Warszawie na ul. Siennej 38, a prowadzący swoją kancelarię na ul. Marszałkowskiej 81.


Niewiele wiem o Adolfie Wiernym. Udało mi się znaleźć krótką notkę z rejestru firm:


za: "Nasza Chodzież" (Orędownik Ziemi Nadnoteckiej) nr 186 z 14 sierpnia 1935 r.; "Dziennik Narodowy" nr 276 z 28 listopada 1938 r.; "Przegląd budowlany" zeszyt 1 z 1934 r.

wtorek, 20 listopada 2018

Przedwczesna noc Kupały w Skolimowie


Jak szaleć to szaleć. I zaszaleli.  Dwóch panów, w sobotni wieczór wybrało się do kabaretu "Morskie Oko"....


"Nowiny Codzienne" z czerwca 1932 r. zamieściły pod wielce intrygującymi tytułami tekst, który i dzisiaj miałby szansę na publikację w kolorowym tygodniku/dwutygodniku: 

Pościg za pożeraczami kilometrów. 
Niezwykłe zakończenie rewii w "Morskim Oku". 
Wilanów, kołysanka wenecka i łzy p[ani] Zylbermanowej 

Świetny „Listek Figowy", w pełni chwały, ustępuje miejsca nowej rewii. Niewątpliwie dyrekcja „Morskiego Oka" przygotowała mnóstwo niespodzianek. Na razie stwierdzić należy, że w sobotę [11 czerwca] sala sympatycznego teatrzyku była po brzegi przepełniona. Bito brawo i wywoływano artystów. 

Po pierwszym przedstawieniu, dwaj rozentuzjazmowani widzowie i dwie towarzyszące im damy, opuścili teatrzyk i wsiedli do taksówki. Szoferowi polecili wieść się do Wilanowa. 

— Jestem pożeraczem kilometrów - oświadczył jeden z pasażerów - więc proszę nie żałować gazu. 

Kabaret "Morskie Oko". Warszawa, ul. Jasna 3

Kierowca, p[an] Jan Tomaszewski ([zamieszkały: ulica] Kopińska 13) pomknął jak strzała. Po krótkim popasie w Wilanowie towarzystwo pojechało do Skolimowa, gdzie rozpalili w lesie ognisko. Panienki śpiewały, a panowie udawali obrzędy ludowe w noc Świętojańską[1]

Ze Skolimowa auto ruszyło ku Warszawie i zatrzymało się przed wykwintnym hotelem „Wenecja" ([ulica] Nalewki 11), gdzie obie pary spędziły około trzech godzin, po czym tą samą taksówką pojechały do „Grubego Joska“ na Gnojną. Ponieważ „pożeraczowi kilometrów" zabrakło 22 złotych do rachunku, więc pożyczył tę sumę od szofera p[ana] Tomaszewskiego. 

O g[odzinie] 9 rano [12 czerwca] panowie odwieźli panienki do hotelu „Wenecja", a sami pojechali na ul. Gęsią i weszli do jednej z bram. 

Cierpliwy szofer czekał do godziny 12 w południe. I dopiero wtedy dowiedział się, że dom jest przechodni, czyli, że pasażerowie drapnęli. Nie zrezygnował jednak z należności za jazdę, gdyż licznik wybił 46 złotych, co razem z pożyczoną sumą wynosiło złotych 68. 

Warszawa, kamienice na ul. Nalewki. Od lewej nr 7, 9 i 11

Po stwierdzeniu oszustwa, p[an] Tomaszewski natychmiast pojechał do hotelu „Wenecja" pokonferował z portierem i dowiedział się, że w jednym z numerów istotnie zamieszkują dwie dziewuszki, lżejszego kalibru. Udał się więc do pokoju, podniósł w oknie roletę i zawołał: 

— No, panny, wstawać! Bo jak nie, to sprowadzę policję. 

Zaspane dziewczynki, nie zrozumiały początkowo o co chodzi. Gdy jednak p[an] Tomaszewski wszystko im wytłumaczył, zgodnie oświadczyły, że znają jednego tylko z „facetów", mianowicie Maksia [Maksymiliana] Zylbermana, zamieszkałego przy ul. Mylnej 9. Tam pojechał p[an] Tomaszewski. Niestety, nie zastał „pożeracza kilometrów", lecz w zamian zawarł znajomość z jego żoną, która dowiedziawszy się o dziewczynkach i o „kołysance weneckiej", wpadła w okrutny gniew. 
Warszawskie taksówki

Długo radzono, jak wybrnąć z sytuacji, gdyż w domu nie było pieniędzy na zapłacenie za taksówkę. Dopiero ktoś poradził, żeby uciec się do pomocy lombardu. Pani Zylbermanowa załadowała do samochodu maszynę, „Royal“ swego męża i zawiozła ją do ratusza. 

Sprawę załagodzono. P[an] Tomaszewski był na tyle uprzejmy, że odwiózł do domu p[anią] Zylbermanową we łzach i w taksówce [taksówką]. Trzeba trafu, że na ul. Przejazd natknęli się na „pożeracza kilometrów", którego żona tak mocno schwyciła za szyję, że nie mógł zipnąć. Jednakże wyrwał się i zaczął uciekać. W pościgu brał udział posterunkowy Kwieciński. Winowajcę schwytano na ul. Karmelickiej. Przeprosił żonę za wszystko, co się stało i obiecywał poprawę. Ponieważ należność za jazdę do Skolimowa i po Warszawie została uregulowana, p[an] Tomaszewski nie rości już żadnej pretensji, wobec czego obeszło się bez spisywania protokołu. Strach jednak pomyśleć co ten biedny Zylberman będzie miał w domu. Nazwisko jego kompana nie jest ustalone. 


za: "Nowiny Codzienne" nr 47 z 13 czerwca 1932 r.




[1] Noc Kupały wypadała prawie dwa tygodnie później.

wtorek, 13 listopada 2018

Szaleniec ze Skolimowa - 1938 r.

Łódzkie "Echo" w piątek 28 listopada 1938 r. informowało na pierwszej stronie m.in. o promocji na doktorów honoris causa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie Prezydenta Ignacego Mościckiego, Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, ministra Józefa Becka, o nowym budżecie państwa, o zakupie nowego polskiego statku "Lida"... 



Zaś na drugiej stronie tego numeru znalazła się taka oto informacja:

Atak szału w pociągu 
Obłąkany zranił nożem księdza i dwie kobiety 

RADOM. 28. 10. — W zakładzie dla psychicznie chorych w Drewnicy przebywał od dłuższego czasu niejaki Stefan Woysbun, mieszkaniec Skolimowa w województwie warszawskim. Onegdaj Woysbun w czasie podróży w pociągu osobowym nr. 23, jadącym z Warszawy do Radomia o godz. 18.31 na przystanku Bierwce dostał ataku szału. 



Zanim świadkowie mogli się zorientować, szaleniec wyciągnął z kieszeni nóż i począł zadawać nim ciosy na prawo i lewo. Szaleniec, którego z trudem obezwładniono, zadał szereg ciosów nożem ks. Walentemu Korczakowi, wikariuszowi z Iłży, mieszkance Warki, Michalinie Piekarz oraz Rosińskiej Stefanii, zamieszkałej w Radomiu przy ul. Gieryczewskiej 24, wszyscy wymienieni doznali lekkiego na szczęście uszkodzenia ciała. Podczas rewizji, jakiej poddano ujętego szaleńca, znaleziono przy nim... kartę zwolnienia, wydaną przez zakład dla psychicznie chorych w Drewnicy.

wtorek, 6 listopada 2018

Jeziorka wylała - 1903 r.

W 1903 roku "Gazeta Lwowska" informowała:

Powodzie
Bardzo poważne straty poniosła kolej wilanowsko-piaseczyńska, szczególniej na przestrzeni od Jeziorny do Chylic. Pomimo fundamentalnej budowy plantu na odnodze ku Konstancinowi, podmycie okazało się tak groźne, że onegdaj wstrzymać musiano ruch pociągów i osoby, podążające do tej pięknej miejscowości, zmuszone były wysiadać na przystanku w Jeziornie. Zawsze głęboka i dość szeroka rzeka Jeziorka wezbrała do tego stopnia, że woda podmyła brzegi, znosiła drzewa i czyniła wyrwy nawet na dobrze wybrukowanych podwórzach. Most kolejowy pod Konstancinem został zniesiony, a szyny wiszą nad wodą w powietrzu. 


W Skolimowie park ucierpiał znacznie, wylew Jeziorki dosięgał prawie dworu. Przez całą noc musiano pracować z wytężeniem, ażeby woda nie przedostała się przez uliczki w parku, niszcząc zupełnie świetnie prowadzone gospodarstwo rybne. 

Straty na kolei grójeckiej są mniejsze, chociaż w pobliżu Moczydłowa i Góry Kalwarii plant również ucierpiał, a ruch pociągów odbywał się z wielką ostrożnością. 

za: "Gazeta Lwowska" nr 160 z 16 lipca 1903 r.