wtorek, 11 lipca 2017

Trudny wybór - Skolimów czy Bielany?

Nastał czas urlopów... decyzji, pakowania, wyjazdu. Jedni jadą daleko, inni bliżej. Niestety część z nas musi zostać w miejskich murach. Ale na weekend można przecież wypaść gdzieś za miasto. Zawsze się tam coś dzieje. Gdzie? Trudny wybór... Ale to nic nowego, kiedyś też nie było łatwo..

Jest maj 1928 roku. Zajrzyjmy do warszawskiego mieszkania państwa Biedulskich i posłuchajmy ich rozmowy...

MAJÓWKA

Spadło to na Biedulskiego jak piorun z nieba, bo małżonka całkiem nieoczekiwanie zawołała:

– W niedzielę musimy się wybrać na majówkę! 
– Dlaczego? – zapytał zdumiony. 
– Po pierwsze przypadają Zielone Świątki, po drugie wszyscy nasi znajomi już byli poza 
miastem, tylko my...
– Tak ci pilno? 
– Więc kiedyż się mam wybrać? Może w listopadzie? Od tego jest przecież maj... 
– Chciałabyś pewno z dziećmi? – zapytał pełen lęku. 
– A jak myślałeś? Chyba dzieciom przede wszystkim taka majówka dobrze zrobi? 
– Więc dokąd?


Pasażerowie oczekujący na odjazd statku na Bielany
 przed przystanią "Vistula".  Maj 1932 r. Zdjęcie ze zbiorów NAC

– Najlepiej statkiem na Bielany.
– Co? – zawołał przerażony Biedulski. – Statek, tłok, woda, dzieci!... Ani mowy o tym! Chyba po moim trupie!
– Czemu?
– Nie chcę w takim tłoku szukać guza. Gdybyśmy byli sami, to jeszcze, ale z dziećmi... Przenigdy!
– W takim razie do Młocin – zaproponowała mu Biedulska. 
– Nie wspominaj mi o wodzie! – ryknął, wytrącony z równowagi.

– To może by kolejką?... Konstancin, Skolimów... Wszędzie teraz tak ładnie...
– Dziękuję uprzejmie... W zeszłym tygodniu był na takiej wycieczce nasz referent z żoną... Powrotną drogę do Warszawy przebył na przetłoczonej galeryjce wagonu, trzymając się kurczowo ręką daszka. Nazajutrz nie mógł piórem ruszyć...



– To pojedziemy do Jabłonny.
– W niedzielę, podczas takiej wycieczki, ledwo uszła z życiem nasza maszynistka biurowa.
– A co się stało?
– Szczęśliwie zdobyła siedzące miejsce, ale radość jej trwała krótko. Mimo protestów ktoś postawił na niej kuferek, na którym ulokowało się czworo dzieci. Możesz sobie wyobrazić...
– Już wyobrażam... To wybierzemy się koleją w kierunku Otwocka.
– Co??? Niedawno któryś z naszych kolegów został tam w tłoku doszczętnie okradziony. Nie czuł nawet, jak mu wycięto kieszeń.
– Więc podług ciebie nigdzie nie można jechać? Powinniśmy zrezygnować z majówki?
– Nie dziecko drogie... Ale jeśli ci tak na tym zależy, to zostaw mi trzy dni czasu.
– Na co?
– Abym się mógł dobrze zastanowić, która z tych wycieczek będzie mi się kalkulowała najprzystępniej pod względem utrapienia.

Aramis

"Kurier Warszawski" nr 144 z 25 maja 1928 r., s.6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz