wtorek, 30 października 2018

Jeziorna w 1924 r.

Największym zakładem przemysłowym w pobliżu Warszawy, na południe od niej, była Papiernia w Jeziornie. Duże skupisko robotników, bliskość dużej aglomeracji miejskiej powodowało, że na jej terenie działały aktywnie organizacje będące pod wpływem różnych nurtów politycznych. Działała tu przede wszystkim PPS, ale była także komórka SDKPiL. Od 1918 r. zaczęła działać KPRP.
Związane z KPRP wydawnictwo Książka wydawało m.in. tygodnik "Nowa Kultura"  (1923-1924). W numerze 1 (16) z 5 stycznia 1924 r. opublikowano tekst o Jeziornie.



Kronika oświatowa - JEZIORNA 

Zaspakajanie potrzeb kulturalnych, zdobywanie wiedzy to, w obecnym ustroju społecznym, coś dostępnego tylko dla klas posiadających. 
Niemniej przeto, już w obecnym ustroju klasa robotnicza zakładać musi podwaliny pod gmach przyszłego społeczeństwa, zdobywając wiedzę, dającą panowanie nad materią. 
Kolektywny w tym celu wysiłek klasy robotniczej, zorganizowanej w związkach zawodowych, skupionej przy czytelniach, domach ludowych itp. daje wspaniałe rezultaty. 
Za przykład niech posłuży Jeziorna, osada fabryczna, skupiająca kilkaset rodzin robotniczych. Silna organizacja zawodowa i żywe zajęcie się sprawami oświaty i kultury robotniczej wpłynęły na to, że przy fabryce powstała ochronka i 7-oddziałowa szkoła powszechna, w której uczy się z górą 300 dzieci robotniczych. Szkoła utrzymywana jest przez fabrykę, nauka jest bezpłatna, dzieci otrzymują niektóre przedmioty darmo np. ołówki itp. 


Do rozwoju życia kulturalnego i towarzyskiego wśród młodzieży i starszych robotników przyczynia się w dużej mierze "Dom Ludowy": posiada on bibliotekę, zawierającą kilka tysięcy książek treści beletrystycznej i naukowej, scenę, gdzie odbywają się przedstawienia amatorskie — poza tym urządzane są odczyty, wieczory towarzyskie itp. 
Analfabetów, stanowiących 10% robotników jeziorańskich. wkrótce nie będzie, dzięki odpowiednio zorganizowanym kursom. 
Duże znaczenie społeczno-wychowawcze posiada robotnicza kooperatywa spożywcza, licząca przeszło 1000 członków i posiadająca własną piekarnię i rzeźnię. 
Istnieje orkiestra robotnicza, organizują się chóry, kółka sportowe młodzieży, kluby towarzyskie itp. 
Rezultaty mówią same za siebie. 

Gwoli prawdy, wspomniane tutaj -osiągnięcia- były przede wszystkim wynikiem działań właścicieli i dyrekcji fabryki.

wtorek, 23 października 2018

Bohater z Jeziorny - Żołnierze Niepodległej (VII)

Mieczysław Roman Niedzielski urodził się 9 sierpnia 1897 r. w Jeziornie, w rodzinie Aleksandra i Heleny Sabelman. Rodzina Niedzielskich aktywnie uczestniczyła w życiu miejscowej społeczności, m.in. brała udział w pracach Komitetu Budowy Kościoła Świętego Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Jeziornie Fabrycznej-Mirkowie.

Aleksander Niedzielski, ojciec Mieczysława
Adolf Sabelman, dziadek Mieczysława
  
Mieczysław Roman od 1915 r. służył w wojsku rosyjskim, następnie w I Korpusie Polskim, a od stycznia 1919 r. w Wojsku Polskim. Brał udział w wojnie polsko-sowieckiej 1919-1920 (w wojskach saperskich). W kampanii wrześniowej, w stopniu majora, dowodził kompanią reflektorów przeciwlotniczych nr 17, zmobilizowaną 24 sierpnia 1939 r. w Batalionie Elektrotechnicznym (kompania uczestniczyła w obronie Warszawy). 6 września na czele kompanii wyruszył do Lublina. 11 września 1939 roku wyjechał do Lwowa. Podczas okupacji działał w Okręgu Warszawskim AK. Od 1940 r. dowodził II Obwodem Żoliborz (ps „Żywiciel”, „Wojciechowski”, „Boruta”, „Papuga”, „Sadownik”). W Powstaniu Warszawskim był dowódcą oddziałów na Żoliborzu. Był dwukrotnie ranny. 20 września został mianowany dowódcą 8 Dywizji Piechoty AK im. Romualda Traugutta. Nie godził się na kapitulację powstańców. 

Mieczysław Roman Niedzielski.
Zdjęcie za pl.wikipedia.org

Po wyzwoleniu obozu jenieckiego przez Brytyjczyków pozostał na emigracji. W styczniu 1946 r. został mianowany na stopień pułkownika. Zmarł 18 maja 1980 r. w Chicago.

wtorek, 16 października 2018

Skolimowskie skarby - 1873 r.

W poście z 20 września 2016 r. wspomniałem o wielkim odkryciu w Jeziornie w 1908 r.

Nie był to odosobniony przypadek w tych okolicach. Już bowiem w 1873 r. podobna sytuacja miała miejsce w Skolimowie. Jak donosił korespondent "Kuriera Warszawskiego" D.M.:


We wsi Skolimów, niedaleko osady Piaseczno w powiecie warszawskim, włościanin Bojańczyk wykopał na swoim gruncie naczynie gliniane ze srebrną, starożytną polską monetą. Prędkie dowiedzenie się o tym zdarzeniu wójta gminy Nowa Iwiczna, do której wieś Skolimów należy, zapobiegło uronieniu, jakie zwykle bywa w podobnych wypadkach. Przy obliczeniu przez wójta okazało się przeszło sztuk 600, które złożone zostały naczelnikowi powiatu do stosownego postąpienia.

za: "Kurier Warszawski" nr 240 środa 24 października (5 listopada) 1873 r.


ps. warto dodać, że wybitny znawca historii ziem nadjeziorańskich Paweł Komosa powiązał ten skarb z okresem "Potopu". Więcej o tym można przeczytać na jego blogu: http://konstancinjeziorna.blox.pl/2014/07/Zakopane-skarby.html

wtorek, 9 października 2018

Skolimowskie ogrodzenia - 1905 r.

W 2013 r. ukazał się pierwszy numer konstancińskich "Zeszytów Historycznych - nie tylko Konstancin i Jeziorna". Adam Zyszczyk umieścił tam interesujący tekst "Bramy i ogrodzenia". Wydaje się, że podany przeze mnie tekścik w jakimś stopniu uzupełni zawarte tam informacje.

Nowy środek

Na Dalekim Wschodzie strony wojujące używały drutu kolczastego, który przeciwnikowi bronił przystępu, ranił go i szarpał na nim odzież. 

W letnich miejscowościach pod Warszawą (w szczególności zauważyliśmy to w Skolimowie i Konstancinie) rozpowszechniło się zastosowanie drutu kolczastego jako środka służącego do ogrodzenia posiadłości. 

Czyżby to miało być symboliczne, że własność jest już tak zagrożona, że stale stać musi na stopie wojennej ; środków wojennych dla obrony swej używać? 

Dość że dawne plotki z żerdzi, sztachety i parkany zupełnie prawie miejsca ustąpiły ogrodzeniom z drutu, najeżonego ostrymi, często haczykowate mi kolcami. 

Ale co uchodzi na wojnie i o ile skuteczne jest środkiem równie dobrym jak każdy inny, z tym trudno sit; pogodzie w normalnych warunkach. Być może panowie właściciele są zdania, ze kto się poważy granice ich posiadłości przekroczyć w sposób niedozwolony, ten na żadne względy nie zasługuje może się okaleczyć i odzież sobie zniszczyć. Ale należałoby pamiętać, że nie wszyscy żywią tak wrogie zamiary względem szczęśliwych posiadaczy willi i kawałków lasu, a tymczasem nic łatwiejszego jak przechodząc o zmroku zwłaszcza, pokaleczyć się lub odzież poszarpać o drut tuż przy drodze rozciągnięty. Szczególniej zdarzyć się to może tam. .gdzie ogrodzenie takie idzie przez środek lasu i w gąszczu wcale nie zwraca na siebie uwagi. A bywa i tak, że drut się obrywa i w poprzek drogi się rozkłada, stanowiąc niebezpieczeństwo dla dzieci, które boso biegają. 

Jednym słowem nie ulega chyba wątpliwości, że zastosowanie drutu kolczastego w takich warunkach stanowi wyraźne pogwałcenie wymagań publicznego porządku i bezpieczeństwa. Powinno ono być ograniczone pewnymi przepisami, które by np. oznaczyły, że drut kolczasty może być zakładany tylko na pewnej wysokości na wierzchu ogrodzeń drewnianych, albo też na slupach, ale tylko od wewnątrz, od zewnątrz zaś t. j. od drogi zabezpieczony być musi drutem gładkim, jak to i dziś już czynią ci właściciele, bardzo zresztą nieliczni, u których dbałość o własny interes nic przytłumiła uczuć ludzkich.


Pamiętajmy. Były to czasy rewolucji 1905 r. w Królestwie Polskim.

za: "Głos. Tygodnik naukowo-literacki, społeczny i polityczny" nr 36 z 27 sierpnia (9 września) 1905 r.

wtorek, 2 października 2018

Bombardowanie Konstancina - 1939 r.

Poniedziałkowy dziennik "Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony" z 4 września 1939 r. donosił:

„Wizytówka Goeringa" 
w konstancińskiej willi ambasadora St[anów] Zjedn[oczonych] 

Odwiedziłem wczoraj pod wieczór kwaterę dziennikarską — trzech korespondentów wojennych mr [mister] Smalla z „Chicago Tribune", Patricka Maltanada [Maitlanda] z londyńskiego „Timesa", Carltona Greena z „Daily Telegraphu". „Wielka trójka" rozlokowała się wygodnie w alei Szucha. 

Korespondenci depeszują do swych redakcji o ostatnich wydarzeniach. 

... Zniszczono 64 samoloty niemieckie. ...Jednostki pancerne Rzeszy poniosły wielkie straty. ... Zbąszyń odebrany brawurowym atakiem na bagnety. ...Bombowce niemieckie zabijają kobiety i dzieci... 

Idą wieści w świat o brawurze polskiego żołnierza i niemieckich haniebnych wyczynach. 

Właśnie Amerykanin Small kończy opracowywanie wywiadu z ambasadorem Drexel Biddle'm o bombardowaniu jego willi w Konstancinie [przy ul. Potulickich]. 

Anthony Joseph Drexel Biddle Jr. 
Zdjęcie za: en.wikipedia.org

— Herman Goering — mówi w tym wywiadzie amb[asador] Drexel Biddle — znał mój adres, nie przypuszczałem jednak, że tak prędko złoży mi wizytówkę. 

Zbrodniczy atak nastąpił właśnie w chwili, gdy ambasador wraz z żoną i córką przygotowywał się do wyjazdu samochodem do Warszawy. W willi znajdowała się również przyjaciółka pani ambasadorowej miss Mary Willis Mackenzie z Hopkinsville (stan Kantucky). 

Bombowce leciały bardzo nisko. 

— Tak nisko, że widziałem nawet twarz lotnika — oświadcza ambasador. 

Pani ambasadorowa i jej córka miss Peg[g]y Schultz zachowały całkowity spokój. 

— Jestem z nich dumny, dzielne Amerykanki — stwierdza ambasador. 

Ambasador z małżonką Margaret.
Na drugim zdjęciu Peggy Schultz.
Zdjęcia ze zbiorów NAC

Od wczoraj odłamek bomby znajduje się na biurku ambasadora. Będzie mu stale przypominał o przyrzeczeniu Hitlera, że lotnicy niemieccy otrzymali zakaz bombardowania ludności cywilnej. 

Ambasador Drexel Biddle nie zraził się jednak do Konstancina. W dalszym ciągu chce spędzać tam weekendy. 

Atak bombowców na ambasadora Drexel Biddle'a był naturalnie dla dziennikarzy amerykańskich wielką sensacją, tak zwaną „big story". Bo po pierwsze ambasador Drexel Biddle jest osobistością b[ardzo] znaną w Stanach, atak bombowców nie Jest rzeczą codzienną, a hitlerowcy są znienawidzeni w Ameryce. Setki słów przetelegrafowano o tym ich bestialskim wyczynie. Wojenni radio - reporterzy poświęcili nalotowi na Konstancin całe audycje. 

Hugh Carlton Greene
Patrick Francis Maitland

Pozostali lokatorzy kwatery mr Green[e] i mr Maitland, pierwszy wysoki, chudy, flegmatyczny blondyn, drugi ruchliwy, jak żywe srebro brunet, wystukiwali w pokoju obok na „Remingtonach" [marka maszyny do pisania] swe reportaże, które godzinę później odczytać mieli przed mikrofonem Polskiego Radia. 

Mr Green[e] kreślił swe wrażenia bardzo barwnie — "z sercem", opisując pierwszy dzień wspólnej wojny przeciw Niemcom — wzruszająca demonstrację przed ambasadą brytyjską. 

„Z niecierpliwością czekaliśmy tu na tę godzinę — dni wojny liczą się podwójnie". A godziny? Zwłaszcza takie, które z ust obcych ludzi rozbrzmiewały raz po raz entuzjastyczne okrzyki: „Niech żyje Wielka Brytania!", "Niech żyje król Jerzy!" 

Manifestacja pod ambasadą brytyjską w Warszawie 3 września 1939 r.
Zdjęcie za pl.wikipedia.org

Wieczorem — wspomina z dumą korespondent — gdy wychodziłem z ambasady spotkałem grupkę studentów. Poznali, że jestem Anglikiem. Wśród okrzyków na cześć Anglii zaczęli mnie podrzucać do góry. Gdybym teraz nie musiał stanąć przed mikrofonem, byłbym razem z nimi — kończy swój reportaż o „niezwykłym dniu" — Carlton Green[e]

Maitland podkreślił dzielną postawę ludności cywilnej, która nic ale to nic nie robi sobie z bombowców — mówił. — Widziałem na własne oczy dorożkarza, który w najlepsze spał na koźle podczas ataku lotniczego.

*****
Informacje o spadających na Konstancin 3 września bombach zebrał Dawid Miszkiewicz w swojej książce Ślady działań wojennych z września 1939 roku w Piasecznie, Konstancinie i okolicy, Konstancin 2014. Prezentowany wyżej tekst - mam nadzieję - uzupełnia i potwierdza podane przez niego ustalenia.

*****
Według ambasadora Drexel Biddle'a "średniej wielkości bombowiec" opuścił szyk i "gwałtownie obniżył się". Z małej wysokości wypuścił 11 bomb. Może tutaj nie chodziło o bombardowanie, lecz o to, że samolot uległ jakiejś awarii i pozbył się "balastu" [hipoteza]. Może specjaliści są w stanie podać jaki był to typ samolotu: Heinkel 111 czy Dornier 17.
Nie udało mi się ustalić bliżej tożsamości korespondenta "Chicago Tribune".