Jest początek czerwca 1920 r. Trwa wojna na wschodzie Rzeczypospolitej. Wojsko Polskie po wiosennych sukcesach odpiera kontrofensywę sowiecką. Rozpoczyna walkę z 1 Armią Konną Budionnego. W gazetach nic nie zapowiada nadciągającej burzy...
"Kurier Warszawski"[1] w tym czasie publikuje m.in. tekst o wakacyjnym wypoczynku nad morzem. Tekst, który właściwie zniechęca do wyjazdu na półwysep helski. I to wcale nie z powodu wojny...
Jego autorem jest ks. Paweł Stefański (1897-1947) proboszcz w latach 1917-1947 parafii Jastarnia.
Widok Helu, 1920 r. Zdjęcie ze strony fotopolska.eu |
Jastarnia na Helu
Zdaje się, że dużo gości kąpielowych i harcerzy wybiera się w lecie na półwysep Hel, aby na polskim wybrzeżu wypocząć. Ochota wielka - ale rozczarowanie będzie może jeszcze większe, a to z następujących przyczyn:
Na półwyspie mamy 5 skromnych wiosek rybackich: Hel, Bór, Jastarnię, Kuzwelt [Kuźnica] i Chałupy, z których każda liczy około 80 rodzin. Z tych tylko 15-20 w każdej wiosce mogłoby odstąpić po jednym pokoju, a i to po części niemożliwe, bo brak odpowiedniego urządzenia, przede wszystkim łóżek i pościeli.
Po największej części rybacy zamieszkują sami cały dom, składający się z izby, komory i kuchni, a sprzętów domowych posiadają tylko tyle, ile koniecznie potrzebują. Z tego wynika, że tylko kilku zamożniejszych rybaków może kilku gości przyjąć.
W Helu samym stosunki są lepsze, bo jest dom kuracyjny i rybacy już od lat gości przyjmowali, reszta zaś wiosek dotychczas odcięta od świata najwyżej 100 osób razem (ugo) umieścić może, ale goście musieliby przywieźć ze sobą bieliznę, po części i pościel - ubogich rybaków nie stać na to.
Dodać jeszcze należy, że już teraz prawie wszystkie wolne mieszkania na sezon są wynajęte.
Jeżeli już trudno o mieszkanie, to aprowizacja przedstawia jeszcze większe trudności.
Rybacy mąkę i t.d. tylko na karty dostają. Mięsa nie ma tu i na nie nawet kart się dla półwyspu nie wystawia. Wszystko z Pucka sprowadzać trzeba. W wiosce gburskiej[2] mimo przepisów łatwiej o kawałek chleba dla gości, ale skądże rybacy wziąć mają, kiedy chleb na karty nawet dla nich samych nie wystarcza? A nim karty przez sołtysa dla gości zamówione nadejdą i nim się mąkę na owe karty z Pucka sprowadzi, to i kilka tygodni upłynie. Ale ryby, ryby!! Niech tylko przez dłuższy czas silny wiatr wieje, co się w lecie często zdarza, to przez kilka tygodni i świeżych ryb nie ma i trzeba się wówczas szwedzkim śledziem zadowolić. Dlatego też rybacy jedynie tylko mieszkanie wynajmować mogą, a staranie się o żywność gościom pozostawić muszą. Dla karczmarzy zaś jest rzeczą wprost niemożliwą dla większej liczby gości dostarczyć obiadów i kolacji.
Przestrzega się zatem jak najusilniej przed przyjazdem, bo łatwo zdarzyć się może, że gość nawet noclegu nie dostanie.
Ks. Stefański proboszcz
Tekst ten przedrukował m.in. "Goniec Częstochowski" nr 125 z 5 czerwca 1920 r. i to na pierwszej stronie. Zauważyć warto, że tego dnia armia sowiecka przerwała linię frontu. Rozpoczął się odwrót Wojska Polskiego ze wschodu.
Ksiądz Stefański w swoich "Wspomnieniach z Jastarni 1917-1939" zanotował ciekawe spostrzeżenie:
Widok Helu, 1920 r. Zdjęcie ze strony fotopolska.eu |
Dziś już sobie trudno wyobrazić, jak letnicy bez kolei i bez portu łódkami, kutrami z Pucka znaleźli drogę do nas. Nie było żadnej stałej komunikacji, wszystko odbywało się "okazją". Od Helu do Jastarni był już wprawdzie tor kolejowy, ale jedynie dla kolejki polowej.
[1] "Kurier Warszawski" nr 150 z 1 czerwca 1920 r. (wydanie wieczorne), s. 6
[2] gburzy (gburowie) w XV-XIX w., zamożni chłopi na Pomorzu, posiadający własne duże gospodarstwa (tzw. gburstwa).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz