wtorek, 2 maja 2017

Wielki pożar w Jeziornie - 1917 r.

Część mieszkańców Konstancina-Jeziorny zapewne pamięta jeden z jesiennych dni 1984 r. Był początek listopada, gdy nad miastem pojawiła się łuna ognia. Ogromny pożar wybuchł na terenie zabytkowego gmachu szmaciarni, produkcyjnego budynku Papierni Górnej. Pożar niszczył konstrukcję dachową i wnętrza budynków. Ogień był tak duży, że trzeba było zabezpieczać pobliską stację benzynową. Jednostka ze Skolimowa "utopiła ją w pianie". Stojąca od tego czasu ruina, w 2002 r. zamieniła się w centrum handlowe "Stara Papiernia".

100 lat temu Jeziorna przeżyła chyba największy w swojej historii pożar. Było to 15 lipca 1917 r.

Tak opisał te niedzielne popołudnie anonimowy korespondent "Kuriera Warszawskiego" w materiale "Pożar w Jeziornie":

                                 
W odległej o trzy mile od Warszawy Jeziornie, położonej tuż przy kolejce wilanowskiej, szalał wczoraj pożar. O godz[inie] 5-ej po poł[udniu], zaraz po przejściu pociągu, wychodzącego z Warszawy o godz[inie] 3 min[ut] 40 po poł[udniu], zapaliła się stojąca prawie przy samym torze wielka stodoła gospodarza Latoszka. W jednej chwili ogień ogarnął całą stodołę i przeniósł się na sąsiednie zabudowania.
Silny wiatr, który wczoraj dął po południu, sprzyjał szerzeniu się ognia, to też szybko jeden dom za drugim stawał w płomieniach, tak, że w ciągu godziny spłonęły wszystkie domy, leżące z prawej strony drogi, od stacji Jeziorna przez wieś do Konstancina. Spaliły się całkowicie lub częściowo zabudowania Kłoszewskiego, Urbaniaka, Rogowskiego, Masikowskiego, Lichockiego, Golika, Rawskiego, Rękawka i innych oraz dach łaźni parowej fabrycznej. O ratunku na razie nie było mowy. Jeziorna nie ma straży ogniowej i sikawek. Nie jest jakąś zapadłą wsią, ale miejscowością, na którą Warszawa oddziaływa swą kulturą. Mieszkańcy Jeziorny chyba wiedzą, że istnieją straże ogniowe i że na walkę z ogniem należy być przygotowanym, a nie, jak to się działo podczas wczorajszego pożaru w ich wsi. Zamiast oddziału strażaków, pożar gasiła publiczność z Konstancina, Skolimowa, Klarysewa i pobliskich miejscowości, gdyż ludność Jeziorny rzuciła się przede wszystkim na ratunek swego własnego mienia.
Dzięki obcym, przybyłym z Warszawy, zdołano zorganizować ratunek. Zdobyto kilkanaście wiader, utworzono łańcuchy z osób, przybyłych z różnych stron na miejsce pożaru, i w ten sposób wodę z kilku studni podawano wiadrami z rąk do rąk. W takich warunkach zaledwie połowa wody w wiadrach dochodziła na miejsce.

 

Ludność miejscowa, świątecznie ubrana, zwabiona ogniem ze stron, którym pożar nie groził, niechętnie stawała do szeregu do przenoszenia wody, trzeba było zmuszać ich do ratunku. Sikawki fabryczne niewiele pomogły, gdyż sparciałe węże, wylewające wodę, nie mogły skutecznie działać.
Kilkanaście zabudować ogień strawił doszczętnie. Nie zdołano również uratować sprzętów i w ogóle dobytku. Liczne rodziny pozostały bez dachu nad głową i w zupełnej nędzy.
Kilku zaledwie energicznym jednostkom, a zwłaszcza p[anu] Nowickiemu, zawdzięczać należy, że nawet przy tak pierwotnie zorganizowanej akcji ratunkowej, ogień nie przeniósł się na lewą stronę drogi, a zatrzymał z prawej, w miejscu, gdzie już kończą się zabudowania. Ostatnim budynkiem, do którego ogień dotarł, była łaźnia parowa. Ogień był tak gwałtowny i tak szybko się rozlewał, że iskry padały na Konstancin, odległy od Jeziorny o wiorstę.
O godz[inie] 6 wiecz[orem] ogień umiejscowiono. Z zabudowań pozostały gruzy i popieliska.
Ubogie rodziny, wynajmujące mieszkania w Jeziornie, wyrażały się z oburzeniem o gospodarzach tej wsi. "Córki chodzą w jedwabiach i <lakierkach>, z biednego żyły drą, za ćwierć młodych kartofli żądają 40 marek, za wiązkę marchwi 1 [i] 1/2 marki, a jak nie dać, to odpowiadają <Umierajcie z głodu, Warszawa kupi i dobrze zapłaci>".
Egoizm licznych gospodarzy Jeziorny tak ich zaślepił, że, nie posiadając instynktu społecznego i obywatelskiego, zapomnieli o zorganizowaniu tak niezbędnej dziś w każdej miejscowości straży ogniowej. Może wczorajszy pożar będzie dla nich ostrzeżeniem, jak należy być przygotowanym na zawsze możliwe nieszczęścia i klęski żywiołowe.
Straż w Jeziornie powstała ... dopiero osiem lat później, w 1925 r.

Pobliska Rada Obywatelska Uzdrowiska Skolimów podjęła decyzję natychmiast. Trwający już proces tworzenia Skolimowskiej Straży Ogniowej Ochotniczej zakończył się miesiąc później, w połowie sierpnia 1917 r. (o tym będzie można przeczytać w przygotowywanej do druku publikacji).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz