wtorek, 29 stycznia 2019

Konstancin - a Mussolini

W stałej rubryce sobotniego wydania "Kuriera Warszawskiego" SZTYCHY (nr 208 z 31 lipca 1926 r.) ukazał się felieton Zdzisława Kleszczyńskiego (ps. Sęk) dotyczący Konstancina.

Energiczny i trzeźwo myślący dyktator współczesnych Włoch, Mussolini, od tego przede wszystkim zaczął w swej ojczyźnie sanację, że podwindował srodze zaniedbane... finanse. 
Ostatnio zaś, stwierdziwszy, iż forestiery [Francuzi] jakoś od Italii stronią, że hotele przeświecają pustką, że kupcy narzekają na zły sezon, że Niemców latoś skąpo — rzucił szef włoskiego rządu inot d‘ordre: 
- Obniżać ceny! 
Jakoż, zaczęły na gwałt obniżać ceny hotele i pensjonaty w całych Włoszech: koleje włoskie zastosowały bardzo wydatne zniżki; uczyniono niejeden wersalski gest pod adresem cudzoziemców, kierując się dobrze zrozumianym interesem własnym... 
Bo pozycja "Fremdenverkehr'u‘" [turystyki] w ojczyźnie Dantego to nie fraszka! 


Notable konstancińscy nie zgadzają się z Mussolinim. Nie wychodzą z tych samych założeń, co Mussolini. Mają program budżetowy znacznie dojrzalszy, lepszy. Mądrzejszy! Ustawili w tych dniach barierę przy wjeździe. Przy barierze ustawili kilku bardzo sympatycznych młodzieńców - i każą sobie opłacać haracz w kwocie 3-ch (trzech!) złotych za wjazd do uroczego Konstancina, autem. 
"Drogą lądową." 
„Drogą morską" (t j. kolejką wilanowską, kołyszącą, jak fale La Manche) można na razie, po dawnemu, wjeżdżać darmo. 
- Hm... Trzy złote... Dlaczego nie trzydzieści? Nie trzysta? 
Normalne rogatkowe (choć i to przeżytek!) wynosi 20-50 groszy. Jeden jedyny Zakroczym, o ile nas pamięć nie myli, wysadził się na podobny absurdalny haracz — to też omija go, kto może... A tu nagle Konstancin! 


Nie przeczymy, że mnogie ma - i ważkie - atuty gmina konstancińska, wobec których atuty takiego Mussoliniego bledną! Te balsamiczne wonie w okolicach kasyna, zatykające (o, tak!) za pas Taorminę i Capri!... Te arcydzieła sztuki, rozsiane między willami!... Te wykopaliska arcycenne, gaszące Pompeję! Te freski cudne, zabijające Willę Dionizyjskich Misterii!... 
- A cóż dopiero wulkany? Kiep Wezuwiusz! Jednego dnia na zabawie strażackiej nożami się rżną... Kiedy indziej, w cichej willi, z rewolwerów walą... Trup się ściele gęsto... Jest na co popatrzeć! 


A swoją drogą, Szanowni Państwo, odłożywszy żarty na stronę, trzeba się nareszcie poważnie zapytać: 
- Czy używanie lokomocji samochodowej jest występkiem? 
Bo wszystko się składa na to, żeby sobie nasi nieszczęśni automobiliści żyły otworzyli, albo gardła popodrzynali: szos w okolicach Warszawy, jak już kilkakrotnie pisaliśmy, prawie niema: kupy szutru i kilometry wybojów nie są szosami. 
Jeżeli jeszcze jazda jedyną możliwą drogą, lądującą w Konstancinie, ma być tak kosztowna, jeżeli obywatel, spędzający lato w tej czarownej miejscowości, ale mający interes w Warszawie, ma opłacać dzienny podatek w kwocie 3-ch, a czasem, jak dobrze pójdzie, i 6-ciu złotych - to czy nie lepiej, w ogóle, wrócić do komunikacji furmankami?... 

Sęk 

P. S. W ostatniej chwili dowiadujemy się, że złowrogą barierę podniesiono. Wisi nad drogą, jak miecz Damoklesa. Od 2-ch dni nikt nie pobiera haraczu. Wjazd po dawnemu, wolny... 
Ale, być może jutro znowu bariera zapadnie, a nieszczęśliwi automobiliści będą musieli opłacać, tytułem rogatkowego... 3000 złotych? 
- Chi lo sa? [kto wie]


Zdzisław Kleszczyński (1889-1938) pisarz, poeta, dziennikarz. W latach 1924-1938 był felietonistą „Kuriera Warszawskiego”. Równolegle od 1926 r. do 1931 r. pełnił funkcję redaktora naczelnego tygodnika „Radio”.

wtorek, 22 stycznia 2019

Krwawa bójka w Skolimowie - 1926


Zbierając materiały do nowego wydania historii Ochotniczej Straży Pożarnej w Skolimowie trafiłem na ciekawą informację. W sobotę 17 lipca 1926 r.  w Skolimowie:


Ochotnicze straże pożarne w warszawskich letniskach podmiejskich urządziły pod Skolimowem zabawę ludową, na którą licznie przybyli stali mieszkańcy tych miejscowości. W czasie zabawy wybuchła sprzeczka o jedną z tancerek. Strażak jej towarzyszący dobył topór i ugodził nim jednego z uczestników, co wywołało ogólną bójkę, która przeniosła się aż pod dworzec w Konstancinie, gdzie powstał popłoch wśród letników. Letnicy uzbrojeni w rewolwery położyli kres mordowni. Pięciu uczestników „zabawy" jest lekko rannych, czterech z nich jeszcze po przewiezieniu do szpitala nie odzyskało przytomności, 11 osób [jest] lżej rannych


Warto dodać, że kres bójce położyli będący na miejscu oficerowie:

W Skolimowie niedaleko Warszawy pokłócili się podczas zabawy goście z strażnikiem tak dalece, że przyszło do krwawej bójki na kije i topory. Zaciętej walce przybierającej coraz, większe rozmiary, położyło wreszcie kres kilku oficerów przy pomocy rewolwerów i szabli. Pięciu strażników ciężko zraniono, czterech nie odzyskało dotąd przytomności, 15 osób [jest] lekko ranione [rannych].

za: "Gazeta Wągrowiecka" nr 86 z 20 lipca 1926 r., "Dziennik Kujawski" nr 172 z 30 lipca 1926 r.

wtorek, 15 stycznia 2019

Brzytwa w ręku szaleńca - Skolimów 1929

Piękne letnisko Skolimów. Miejsce wypoczynku wielu wczasowiczów, głównie z Warszawy. Woda, zieleń, czyste powietrze. Zabawy, rauty, pokazy, występy. Ale miał on też inną twarz, ukrytą...

W nocy z soboty na niedzielę [6 na 7 lipca 1929 r.] rozegrała się w Skolimowie krwawa tragedia, której szczegóły są następujące: 


W domu Grunwalda [może pisał się przez ü] zamieszkuje 38-letni Jan Napruszewski, nałogowy alkoholik, z nieślubną żoną 32-letnią Franciszką Siekierską, oraz dwojgiem drobnych dzieci. 

Dnia 24 ub[iegłego] miesiąca [czerwca] Napruszewski, w dniu swych imienin po obfitej libacji posprzeczał się z Siekierską, przy czym ta ostatnia zapowiedziała mu, że porzuci go. Od tego czasu Napruszewski popadł w melancholię i w dalszym ciągu pił dzień w dzień. W ub[iegłą] sobotę [6 lipca] Napruszewski dostał ataku furii, groził wszystkim domownikom, że pozabija ich. Po pewnym czasie Napruszewski uspokoił się nieco lecz w dalszym ciągu był silnie zdenerwowany. 

Około godz. 2 [w nocy], gdy wszyscy domownicy byli pogrążeni we śnie, Napruszewski, który wcale nie położył się do łóżka, zbliżył się do stolika wziął brzytwę i poderżnął gardło śpiącej Siekierskiej. Ranna ofiara zaczęła jęczeć i obudziła w ten sposób siostry swe 24-letnią Jadwigę Siekierską, 34-letnią Stanisławę Czarnecką i męża jej Tomasza, którzy tegoż dnia przyjechali z Warszawy w odwiedziny. Wtedy szaleniec doskoczył do Czarneckiej i zadał jej głęboki cios brzytwą od szczytu ramienia prawego aż do samych kończyn. Rana była zadana tak głęboko, że uległy przecięciu arterię i ścięgna, w następstwie czego wynikł silny upływ krwi. 


Na krzyk żony nadbiegł z sąsiedniego pokoju mąż jej Tomasz, na którego również usiłował rzucić się szaleniec. Jednak Czarnecki w porę zasłonił się krzesłem. Widząc to Napruszewski targnął się na życie, podcinając sobie gardło. 

Szalejąca w tym czasie burza i ulewa udaremniały pozostałym przy życiu domownikom wyjście z domu, celem zaalarmowania policji lub lekarza. Z powodu zerwania przez burzę przewodników telefonicznych, nie można było zażądać pomocy z Warszawy. Dopiero następnego dnia wyruszyła na miejsce karetka. 

Karetki warszawskiego pogotowia ratunkowego - 1929 r.
Zdjęcie z moich zbiorów

Siekierską i Czarnecką przewieziono do szpitala [Dzieciątka Jezus], gdzie Czarnecka pomimo usilnych zabiegów zmarła z powodu silnego upływu krwi. Napruszewskiego przewieziono do szpitala św. Jana Bożego. Według opinii lekarzy stan Siekierskiej i Napruszewskiego nie budzi poważniejszych obaw.


Za: "Słowo Pomorskie" nr 156 z 10 lipca 1929 r., "Dziennik Bydgoski" nr 35 z 10 lipca 1929 r.

wtorek, 8 stycznia 2019

Zbrodniarz Kościuk był też w Skolimowie - 1937

Łódzkie "Echo" informuje:



POTWORNY DUSICIEL SŁUŻĄCYCH 
Szczegóły aresztowania niebezpiecznego zbrodniarza 

WARSZAWA, 18. 3. – Patrol policji na ulicy Wolność zatrzymał osobnika, którym okazał się Władysław Maj. Oświadczył on, że mieszka na ul. Wolność nr 5 i że dokumenty jego są złożone w administracji domu. Policja stwierdziła, że książeczka wojskowa zatrzymanego jest sfałszowana. Nadto Wojewódzki Urząd Śledczy otrzymał meldunek, że we wsi Adamowa Góra, pow. sochaczewskiego, w podstępny sposób została okradziona Maria Majcher, siostra rolnika tej wsi Władysława Majchra i że o kradzież oskarżony był Władysław Maj, który przychodni do niej w roli narzeczonego. 

W Wojewódzkim Urzędzie Śledczym zrobiono daktyloskopijne odciski aresztowanego Maja i przesłano do Centrali Służby Śledczej, gdzie okazało się, że jest to Marian Kościuk, lat 32, urodzony we Lwowie poszukiwany za morderstwo. 


W dniu 18 lipca 1933 r. Kościuk, i zawodu cukiernik, od dłużnego czasu bezrobotny, dokonał morderstwa na osobie służącej, Józefy Zalot, lat 21, która pracowała u Hersza Frydmana przy Hoffmana nr 4 we Lwowie. Kościuk przychodził do Zalotówny w charakterze narzeczonego i korzystając z nieobecności Frydmana w domu udusił Zalotównę, ograbił mieszkanie z biżuterii i zabrał oszczędności swej ofiary. 


Dla zatarcia śladów zbrodni, oblał zamordowaną naftą i podpalił. Powstał pożar, który miejscowa straż ugasiła. Policja zbrodnię wykryła. Od tej chwili Kościuk ukrywał się. 

Ostatnio Kościuk zamieszkał z Zofia Żórek, służącą przy ul. Wolność. Żurek miała większą sumę uskładanych pieniędzy i pod pozorem ożenku niewątpliwie Kościuk wyłudziłby od dziewczyny pieniądze gdyby nie został aresztowany. 

Poza tym Kościuk dokonał rabunku w Skolimowie okradając służącą. 

Ukrywanie się Kościuk ułatwiał sobie sprytnym fałszowaniem dokumentów. Ustalono, że występował on pod nazwiskiem Wacława Grzelczaka, Tadeusza Bitnera, Aleksandra Pawlaka, T. Bednarskiego, Mariana Orłowskiego i ostatnio Wacława Maja. Ostatnio Kościuk poszukiwany byt przez prokuratora z Siedlec, za dokonanie rabunku pod Stoczkiem Węgrowskim, gdzie również usiłował udusić Marię Malinowską, służącą, lat 19 i ograbić. Decyzją sędziego śledczego, Kościuk został osadzony w więzieniu przy ulicy Dzielnej. 

Najprawdopodobniej ofiarą potwornego dusiciela jest również pokojówka Kazimiera Boksówna, lat 30, której zwłoki znaleziono na polach wsi Wielkie Woje, gm. Wychodź, pow. płońskiego, w dniu pierwszego czerwca ubiegłego roku, Boksówna została uduszona, Pracowała ona u R. Perechodnikowej przy ulicy Nowolipki nr 31 w Warszawie. W dniu 30 maja ubiegłego roku B[oksówna] pożegnała chlebodawców, wyjeżdżając na dwutygodniowy urlop do rodziny, zamieszkałej w Naruszewie.


Z Warszawy odjechała statkiem „Herold", udającym się w kierunku Płocka. Boksówna najprawdopodobniej poznała swego mordercę na statku i zgodziła się wysiąść z nim w Wychodźcu, nie dojechawszy do końcowej stacji Czerwińsk, skąd drogą lądową do Naruszewa miała jeszcze około 15 kilometrów. B[oksówna] wiozła ze sobą większą ilość paczek zawierających liczne prezenty dla rodziny. Paczek tych, ani oszczędności, jakie miała przy sobie, przy trupie nie znaleziono. 

Energiczne dochodzenie prowadzone jest nadal celem wykrycia wszystkich zbrodni Kościuka.

wtorek, 1 stycznia 2019

Aktorzy w Skolimowie - 1914


W "Kurierze Warszawskim" 105 lat temu ukazała się krótka wzmianka o występach w Skolimowie. 


Teatr letni w Skolimowie 

W ubiegłą niedzielę [19] w pięknej miejscowości letniej w Skolimowie w parku „Zagłobin" odbyła się zabawa w połączeniu z przedstawieniem teatralnym, które wypełniły trzy jednoaktówki pt. „Dryndziarz", "Nektar miłości" i „Wesoły detektyw", z udziałem pp.: Ireny Leśniewskiej[1], M. Leszko[2], Z. Renard[3], J. Leśniewskiego[4], S. Śliwińskiego[5], Alisiewicza[6], Kubickiego i innych.
 
Willa "Zagłobin" w Skolimowie

Wszyscy wykonawcy wywiązali się ze swych zadań bardzo pomyślnie, za co tłumnie zebrana publiczność darzyła ich niemilknącymi oklaskami. 

Zabawę poprzedził konkurs piękności pań. Pierwszą nagrodę otrzymała p[ani] Kazimiera Czaplińska (złoty duży medalion), druga — p[ani] Irena Leśniewska (srebrny żeton). 

Pomysłowe i starannie urządzane zabawy tłumnie odwiedzają letnicy Skolimowa i okolicy, spędzając czas bardzo wesoło w dni świąteczne w uroczym parku.



[1] Aktorka Irena Leśniewska (pseud. Gniewosz), (ur. 20 października 1886 r. w Warszawie, zm. 18 stycznia 1930 r. w Warszawie). Żona Seweryna Józefa Nasberga.
[2] Być może chodzi o aktorkę Anielę Krystynę Leszko działającą w latach 1908-1923.
[3] Prawdopodobnie chodzi o konferansjera, aktora Władysława Renard, (wł. Szymon Władysław Czarnocki) (ur. ok. 1868 r. w Warszawie, zm. 21 stycznia 1937 r. w Wilnie).
[4] Aktor, reżyser, dyrektor teatru Seweryn Józef Leśniewski (wł. S.J. Nasberg) (ur. 10 kwietnia 1884 r., zm. 31 grudnia 1945 r. w Skolimowie).
Józef Leśniewski.
Zdjęcie z encyklopediateatru.pl
[5] Aktor, reżyser Jan Stanisław Śliwiński (ur. 8 maja 1882 r. w Krakowie, zm. 17 listopada 1972 r. w Poznaniu).
Stanisław Śliwiński.
Zdjęcie z encyklopediateatru.pl
[6] Aktor, reżyser Aleksander Alisiewicz (wł. A. Bruce) działał w latach 1901-1918.