wtorek, 25 grudnia 2018

Wycieczka do Konstancina i Skolimowa - 1911 r.

W niedzielę dnia 29 b. m. [października] odbyła się ostatnia w r. b. [1911] wycieczka zamiejska Tow[arzystwa][1] do Konstancina i Obór. Po przybyciu do Konstancina wycieczka udała się do parku miejscowego, gdzie prezes Tow[arzystwa], prof[esor] Kulwieć[2]wygłosił pogadankę o jesieni. Następnie obejrzano Konstancin, podziwiając piękne wille i europejskie urządzenia tego wykwintnego letniska, założonego na wzór niemieckiego Grünewaldu[3].

Kazimierz Kulwieć.
Zdjęcie z pl.wikipedia.org

Z Konstancina udano się malowniczą drogą leśną do sąsiedniego majątku Obór, starożytnej siedziby hr. Potulickich, i obejrzawszy park tamtejszy powrócono inną drogą do Konstancina, skąd brzegiem rzeki Jeziorki wycieczka udała się do pobliskiego letniska Skolimowa dla zwiedzenia tamtejszego kościółka. Wycieczce sprzyjała piękna pogoda jesienna. Uczestniczyło w niej 91 osób pod przewodnictwem p[ani] Rodysówny[4].

Za:



[1] Polskie Towarzystwo Krajoznawcze powstało w 1906 r. Głównym propagatorem idei polskiego krajoznawstwa był Aleksander Janowski, urzędnik Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej w Sosnowcu, a później w Warszawie. W warszawskim mieszkaniu Janowskiego zbierali się ludzie zainteresowani wspólnym odbywaniem wycieczek i poznawaniem ziem polskich. Tu również narodziła się myśl zawiązania organizacji krajoznawczej. Projekt jej statutu złożyli władzom carskim w 1905 r. A. Janowski i Aleksander Patek.
[2] Kazimierz Jakub Kulwieć (urodził się 1 maja 1871 w Turbiszkach (pow. kalwaryjski) na Suwalszczyźnie. W 1897 r. ukończył studia przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim ze stopniem kandydata nauk przyrodniczych. Z inicjatywy Kazimierza Kulwiecia oraz m.in. Zygmunta Glogera i Aleksandra Janowskiego powstało w 1906 r. Polskie Towarzystwo Krajoznawcze. W 1910 r. pod redakcją Kulwiecia zaczął wychodzić organ PTK – „Ziemia”. Był członkiem Zarządu Głównego Polskiej Macierzy Szkolnej w 1908 r. W czasie I wojny światowej w Moskwie organizował polskie gimnazjum i przez trzy lata był jego dyrektorem. Po powrocie do kraju utworzył gimnazjum w Warszawie. W początkach lat 20. XX w. kupił majątek Rusocin nad Świtezią. Zabiegał o uruchomienie placówki krajoznawczej nad Wigrami. W 1929 r. oddano do użytku w Starym Folwarku schronisko PTK, którego patronem został Kazimierz Kulwieć. Od czerwca 1935 r., przez jedną kadencję, pełnił funkcję prezesa Zarządu Oddziału Pomorskiego Ligi Ochrony Przyrody z siedzibą w Toruniu. 10 lutego 1940 r. rodzina Kulwieciów została deportowana w głąb archangielskiej tajgi. Tu zmarł 14 lutego 1943 r. Pozostał po nim olbrzymi dorobek krajoznawczy (publikacje, fotografie) i pedagogiczny. Niestety nie można go było przewieźć do Polski i całość córka Wanda z Kulwieciów-Strumiłłowa (1899–1991) zniszczyła.
[3] Leżał na północ od Berlina (obecnie jego dzielnica). Grünewald zakładano jako letnisko, modny stał się około 1880 r. 
[4] Janina Rodysówna, członek zarządu Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego i jego sekretarz.

Odznaka organizacyjna PTK.
Zdjęcie za pl.wikipedia.org


wtorek, 18 grudnia 2018

Skolimów i Konstancin bawi się - 1917 r.


Niedziela. 12 sierpnia 1917 r. Co to był za dzień. Konstancin i Skolimów pełen gości, którzy zjechali tu, żeby uczestniczyć w interesujących wydarzeniach kulturalnych. Trudno było się zdecydować, co wybrać. Czy wysłuchać koncertu orkiestry Opery Warszawskiej, czy wziąć udział w skolimowskim podwieczorku... 

W Konstancinie:
Stacja Konstancin.
Zdjęcie ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Orkiestra opery warsz[awskiej] w Konstancinie 

Dziś odbędzie się wielki koncert orkiestry Opery Warsz[awskiej] w parku w Konstancinie pod dyr[ekcją] Tadeusza Mazurkiewicza[1].
Na program złożą się dzieła: Wagnera, Bizeta, Ponchiellego, Webera, Gounoda, Griega i inn. Świetny program koncertu naszej opery ściągnie niezawodnie liczną publiczność. Początek koncertu o 5 p[o] p[ołudniu].

W Skolimowie: 
Willa "Zagłobin" w Skolimowie.
Zdjęcie ze strony allegro.pl

Podwieczorek artystyczny w Skolimowie 

Dziś, w sali "Zagłobin" w Skolimowie, odbędzie się drugi z cyklu podwieczorków, organizowanych przez p[ana] Andrzeja Własta. Dochód przeznaczono tym razem na rzecz polskiego komitetu opieki nad jeńcami. 
Udział w koncercie przyrzekły np. R. Bończa, W. Dobosz-Markowska, M. Kamińska, H. Małkowski, S. Oksza, J. Urstein i E. Żytecki. Akompaniować będzie p[ani] Mira Wereszczyńska[2]Początek o g. 4 1/2 po poł[udniu].


za: "Kurier Warszawski" nr 221 z 12 sierpnia 1917 r.

[1] Tadeusz Mazurkiewicz, dyrygent, pedagog, pianista (1887-1968). Uczęszczał m.in. do Szkoły Muzycznej Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego. Następnie studiował w konserwatorium w Lipsku. W 1910 r. wrócił do kraju. W latach 1910–1912 zajmował stanowisko dyrektora Towarzystwa Muzycznego w Piotrkowie. W 1912 r. został dyrektorem Towarzystwa Śpiewaczego «Lutnia» w Łodzi. W 1915 r. założył Filharmonię Łódzką. W 1917 r. przeniósł się do Warszawy, gdzie był jednym z dyrygentów Teatru Wielkiego. Był współzałożycielem i prezesem Związku Artystów Scen Polskich i Związku Zawodowego Muzyków. Po drugiej wojnie światowej wrócił do pracy w Operze Warszawskiej i Wyższej Szkole Muzycznej im. F. Chopina. 
Tadeusz Mazurkiewicz.
Zdjęcie ze strony ipsb.nina.gov.pl

[2] Wszyscy to uznani artyści Warszawy. 
Andrzej Włast, właściwie Gustaw Baumritter (1895-1942 lub 1943), librecista i autor ok. 2000 piosenek; 
Andrzej Włast.
Zdjęcie ze strony pl.wikipedia.org 

Rafaela Bończa Rutkowska-Skórewicz (1884-1931); Waleria Dobosz-Markowska (1887-1982); Maria Kamińska-Latoszyńska (1875-1946); Henryk Małkowski (1881-1959); Stanisław Oksza (?); Józef Urstein (1884-1923); 
Józef Urstein.
Zdjęcie ze strony pl.wikipedia.org 

Edward Żytecki, właśc. Zysman (1893-1982); Mira Wereszczyńska-Matuszewska (1896-1955).

Mira Wereszczyńska.
Zdjęcie ze strony ipsb.nina.gov.pl 


wtorek, 11 grudnia 2018

Skolimów - maj 1926 r.

W broszurce "Dokumenty chwili" wydanej w połowie 1926 r. można znaleźć ciekawą informację dotyczącą Skolimowa.


ZAJĘCIE BELWEDERU 

O godzinie 5.05 po poł[udniu] baon manewrowy, pod dowództwem majora [Stanisława] Rutkowskiego, wchodzi na dziedziniec pałacu Belwederskiego; pierwszy wbiega do wnętrza por. Tadeusz Szeligowski z gabinetu ministra M.S.Wojsk., za nim porucznik Tadeusz Jacyna ze szkoły oficerskiej [oraz] inżynier i ochotnik Wiśniewski z POW. 
Belweder padł. 
Belweder. Zdjęcie K. Jankowski

Oddziały rządowe cofnęły się w kierunku Wilanowa. Część żołnierzy poddała się. 
Na maszcie opuszczono białą flagę do połowy, sztandar Prezydenta zabrano do samochodu i natychmiast przewieziono do komendy miasta. 
W Belwederze pozostał się tylko szef kancelarii [Prezydenta] p[an] [Konstanty] Lenc. Służba pałacowa znajdowała się na dole i w piwnicach. 
Dokument ze zbiorów AAN

Prezydent i rząd, po otrzymaniu wiadomości o beznadziejnym położeniu obrony, mieli już o godzinie 3 opuścić Belweder automobilami i udać się do Skolimowa. Zamiast tego jednak na pól godziny przed zajęciem pałacu (w przebraniu) opuścili pałac i udali się pieszo w dół parkiem belwederskim i Łazienkami do Wisły. 

Oddziały antyrządowe na dziedzińcu Belwederu.
Zdjęcie za pl.wikipedia.org 

W parterowych pokojach, które ostatnio zajmował rząd — nieład okropny! Widać, iż opuszczono je w pośpiechu: w pierwszym pokoju stoi porzucony aparat radio, poniewierają się jakieś drobne notatki. W następnym — stół z porozrzucanemu kartkami papieru, między którymi znaleziono plan, rysowany od ręki, parku belwederskiego, Łazienek i Wisły; na nim wyznaczona kreskami najbliższa droga do Wisły i napis: „przeprawa zapewniona". Dalej stos ustników od papierosów i książka Jana Wiktora „Oporni". 

Oddziały antyrządowe na dziedzińcu Belwederu.
Zdjęcie ze zbiorów NAC

wtorek, 4 grudnia 2018

"...nie dopisał Skolimów" - 1901 r.


Lipcowy numer "Kuriera Warszawskiego" informował o konstancińskim koncercie, który odbył się w niedzielę 28 lipca 1901 r.

Koncert w Konstancinie

Do rzędu najlepiej urządzonych letnisk pod Warszawa należy bez zaprzeczenia Konstancin, ulubiony punkt wycieczek warszawian. 
Wczorajszy pierwszy koncert, urozmaicony komedyjką pt. „Nowy teatr” [Jana] Chęcińskiego[1]dostarczył licznie zebranym letnikom i gościom okolicznym (nie dopisał Skolimów) dużo przyjemności. 

Jan Chęciński. Zdjęcie ze strony fdb.cz

W ładnie urządzonej hali, przylegającej do Kasyna, na scenie obitej purpurą i ubranej kwiatami, rozpoczął koncert młodociany pianista, Józio Szulc[2]odegrawszy „Impromptu” Chopina bardzo poprawnie.

Józef Szulc.
Zdjęcie ze strony editionsilvertrust.com

P[ani] Helena Tracewska[3]którą niejednokrotnie słyszeliśmy na koncertach w Warszawie, odśpiewała z prawdziwym powodzeniem: „Do mnie pójdź” Denza, „Serenadę” Galla, walca Straussa i szereg utworów nad program.

Helena Tracewska.
Zdjęcie ze strony staremelodie.pl

Młody, lecz bardzo już zaawansowany skrzypek, p[an] Stanisław Grabowski[4]wykonał nader artystycznie „Kartkę z albumu” Wagnera, „Perpetuum” Riessa, „Kołysankę” Renarda, mazura Wieniawskiego i na bis „kołysankę” Nerudy.

Stanisław Grabowski, 1934 r.
Zdjęcie ze strony http://historialomzy.pl

Inicjator koncertu amator-śpiewak, obdarzony pięknym barytonem, p[an] Witold Biernacki doznał gorącego od słuchaczów przyjęcia za wykonane pieśni, szczególniej swojskie. 
Akompaniamentu podjęli się: p[ani] Stanisława Załęska i p[an] W. K. Rupiński, wywiązawszy się z zadania artystycznie. 
„Nowy teatr”, bluetka Jana Chęcińskiego, dwukrotnie już przedstawiona w Towarzystwie łyżwiarskim w tym samym składzie utalentowanych amatorek i amatorów, doznał i tutaj powodzenia. Panie Maria Sommer i Maria Biernacka, oraz p[anowie] Hryniewiecki i Stanisław Hirszel grali i mówili tak swobodnie, iż słuchacze zapominali na chwilę, że mają do czynienia z amatorami.

za: "Kurier Warszawski" nr 207 z 29 lipca 1901 r.

......................................................................
[1] Aktor, reżyser, pisarz Jan Konstanty Chęciński urodził się 22 grudnia 1826 r. w Warszawie. Od 1850 r. do końca życia związany był z z Warszawskimi Teatrami Rządowymi, których był aktorem i wieloletnim reżyserem; wespół z Heleną. Modrzejewską i Siergiejem Muchanowem zapoczątkował reformę repertuaru i stylu gry. W latach 1864–1868 był pedagogiem warszawskiej Szkoły Dramatycznej. Napisał libretta do oper Stanisława Moniuszki (Verbum nobile, Straszny dwór, Paria), tworzył komedie, powiastki i gawędy wierszem, utwory dla dzieci. Zmarł 30 grudnia 1874 r. w Warszawie.
[2] Pianista Józef Zygmunt Szulc, syn skrzypka, dyrygenta i kompozytora Henryka (1836–1903), urodził się 4 kwietnia 1875 r. w Warszawie. Studiował w konserwatorium w Warszawie, następnie u M. Moszkowskiego w Berlinie i I.J. Paderewskiego w Paryżu; dyrygował orkiestrami w Stuttgarcie, Paryżu i Brukseli; pozostawił utwory kameralne, fortepianowe, skrzypcowe, pieśni, balet, operetkę. Zmarł 10 kwietnia 1956 r. w Paryżu. 
[3] Helena Tracewska urodziła się 11 marca 1883 r. w Warszawie. Śpiewu uczyła się u S. Wołoszki oraz u Giustinianiego. Jeszcze jako uczennica wystąpiła 3 października 1900 r. na koncercie Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego. 24 stycznia 1902 r. debiutowała w Warszawskich Teatrach Rządowych w partii Broni ("Hrabina"). Potem koncertowała za granicą, m.in. w Strasburgu. Do zespołu opery WTR została zaangażowana dopiero w 1905 r. (pozostała w nim z przerwami do 1915 r.). W sezonie 1907/08 występowała z koncertami w zaborze pruskim. W 1910 r. śpiewała w Teatrze Polskim w Poznaniu, m.in. partię tytułową w "Halce", oraz koncertowała w miastach Pomorza. Do 1923 r. występowała w Teatrze Wielkim, gdy przeszła na emeryturę. W 1924 r. występowała z dużym powodzeniem w Pradze, a także zapewne w Rosji i na południu Europy. W 1925-26 śpiewała znów w Teatrze Wielkim w Warszawie. Od 1945 r. mieszkała w Krakowie i udzielała lekcji śpiewu. Zmarła 26 marca 1959 r. 
[4] Stanisław Grabowski, syn Stanisława organisty i skrzypka, urodził się 13 stycznia 1887 r. w Łomży. Po ukończeniu gimnazjum w Łomży kształcił się w Instytucie Muzycznym w Warszawie, w klasie fortepianu i skrzypiec. Naukę kontynuował w Konserwatorium Carsko-Rosyjskiego Towarzystwa Muzycznego w Petersburgu, gdzie studiował też dyrygenturę. Dyplom dyrygenta uzyskał w Wiedniu. Od 1910 r. był dyrygentem Pawłowskiego Lejbgwardii Pułku w Petersburgu. W 1918 r. wstąpił do Wojska Polskiego w 1920 r. brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1937 r. awansowany został do stopnia kapitana. W latach 1920-1926 dyrygował plutonem trębaczy I Pułku Ułanów Krechowieckich w Augustowie. W lutym 1926 r. przybył do Bydgoszczy i został kapelmistrzem 62 pułku piechoty. Pozostał na tym stanowisku do 1939 r. Doprowadził do zorganizowania w Bydgoszczy orkiestry symfonicznej. współpracował z Towarzystwem Muzycznym, Polskim Radiem, w którym w latach 1937-1939 często występowały zespoły wojskowe (kameralne, dęte i symfoniczne. W czasie wojny przebywał w oflagu. W latach 1945-1948 współtworzył orkiestrę dętą wojewódzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej i prowadził do 1953 r. orkiestrę dęta „Służby Polsce”. Jego brat- Zygmunt Grabowski był kapelmistrzem 63 pułku piechoty w Toruniu. Zmarł 31 grudnia 1954 r. w Bydgoszczy. Pogrzeb odbył się w Łomży 4 stycznia 1955 r.



wtorek, 27 listopada 2018

Śmierć pod autobusem w Skolimowie - 1935 r.

Swego czasu, przeglądając starą prasę, zarchiwizowałem informację o wypadku samochodowym w Skolimowie, który miał miejsce  w niedzielę 11 sierpnia 1935 r. 


Po pewnym czasie, w zupełnie innej gazecie i kilka lat późniejszej, natknąłem się ponownie na wiadomość o wypadku samochodowym w Skolimowie.  Przypomniałem sobie, że już czytałem coś na podobny temat.  Odnalazłem stary wycinek i... okazało się, że chodzi o ten sam wypadek.

Ponad trzy lata później, w listopadzie 1938 r. prasa wróciła do tej sprawy. Powodem tego był bezprecedensowy proces i wyrok. Zmieniła się także przyczyna wypadku. To nie tłum wepchnął ofiarę pod koła autobusu lecz autobus wjechał w tłum oczekujących. Zapewne taką interpretację przedstawił adwokat Warszawskiej Izby Adwokackiej (wpisany na listę w 1937 r.) Jerzy Loewestein, zamieszkały w Warszawie na ul. Siennej 38, a prowadzący swoją kancelarię na ul. Marszałkowskiej 81.


Niewiele wiem o Adolfie Wiernym. Udało mi się znaleźć krótką notkę z rejestru firm:


za: "Nasza Chodzież" (Orędownik Ziemi Nadnoteckiej) nr 186 z 14 sierpnia 1935 r.; "Dziennik Narodowy" nr 276 z 28 listopada 1938 r.; "Przegląd budowlany" zeszyt 1 z 1934 r.

wtorek, 20 listopada 2018

Przedwczesna noc Kupały w Skolimowie


Jak szaleć to szaleć. I zaszaleli.  Dwóch panów, w sobotni wieczór wybrało się do kabaretu "Morskie Oko"....


"Nowiny Codzienne" z czerwca 1932 r. zamieściły pod wielce intrygującymi tytułami tekst, który i dzisiaj miałby szansę na publikację w kolorowym tygodniku/dwutygodniku: 

Pościg za pożeraczami kilometrów. 
Niezwykłe zakończenie rewii w "Morskim Oku". 
Wilanów, kołysanka wenecka i łzy p[ani] Zylbermanowej 

Świetny „Listek Figowy", w pełni chwały, ustępuje miejsca nowej rewii. Niewątpliwie dyrekcja „Morskiego Oka" przygotowała mnóstwo niespodzianek. Na razie stwierdzić należy, że w sobotę [11 czerwca] sala sympatycznego teatrzyku była po brzegi przepełniona. Bito brawo i wywoływano artystów. 

Po pierwszym przedstawieniu, dwaj rozentuzjazmowani widzowie i dwie towarzyszące im damy, opuścili teatrzyk i wsiedli do taksówki. Szoferowi polecili wieść się do Wilanowa. 

— Jestem pożeraczem kilometrów - oświadczył jeden z pasażerów - więc proszę nie żałować gazu. 

Kabaret "Morskie Oko". Warszawa, ul. Jasna 3

Kierowca, p[an] Jan Tomaszewski ([zamieszkały: ulica] Kopińska 13) pomknął jak strzała. Po krótkim popasie w Wilanowie towarzystwo pojechało do Skolimowa, gdzie rozpalili w lesie ognisko. Panienki śpiewały, a panowie udawali obrzędy ludowe w noc Świętojańską[1]

Ze Skolimowa auto ruszyło ku Warszawie i zatrzymało się przed wykwintnym hotelem „Wenecja" ([ulica] Nalewki 11), gdzie obie pary spędziły około trzech godzin, po czym tą samą taksówką pojechały do „Grubego Joska“ na Gnojną. Ponieważ „pożeraczowi kilometrów" zabrakło 22 złotych do rachunku, więc pożyczył tę sumę od szofera p[ana] Tomaszewskiego. 

O g[odzinie] 9 rano [12 czerwca] panowie odwieźli panienki do hotelu „Wenecja", a sami pojechali na ul. Gęsią i weszli do jednej z bram. 

Cierpliwy szofer czekał do godziny 12 w południe. I dopiero wtedy dowiedział się, że dom jest przechodni, czyli, że pasażerowie drapnęli. Nie zrezygnował jednak z należności za jazdę, gdyż licznik wybił 46 złotych, co razem z pożyczoną sumą wynosiło złotych 68. 

Warszawa, kamienice na ul. Nalewki. Od lewej nr 7, 9 i 11

Po stwierdzeniu oszustwa, p[an] Tomaszewski natychmiast pojechał do hotelu „Wenecja" pokonferował z portierem i dowiedział się, że w jednym z numerów istotnie zamieszkują dwie dziewuszki, lżejszego kalibru. Udał się więc do pokoju, podniósł w oknie roletę i zawołał: 

— No, panny, wstawać! Bo jak nie, to sprowadzę policję. 

Zaspane dziewczynki, nie zrozumiały początkowo o co chodzi. Gdy jednak p[an] Tomaszewski wszystko im wytłumaczył, zgodnie oświadczyły, że znają jednego tylko z „facetów", mianowicie Maksia [Maksymiliana] Zylbermana, zamieszkałego przy ul. Mylnej 9. Tam pojechał p[an] Tomaszewski. Niestety, nie zastał „pożeracza kilometrów", lecz w zamian zawarł znajomość z jego żoną, która dowiedziawszy się o dziewczynkach i o „kołysance weneckiej", wpadła w okrutny gniew. 
Warszawskie taksówki

Długo radzono, jak wybrnąć z sytuacji, gdyż w domu nie było pieniędzy na zapłacenie za taksówkę. Dopiero ktoś poradził, żeby uciec się do pomocy lombardu. Pani Zylbermanowa załadowała do samochodu maszynę, „Royal“ swego męża i zawiozła ją do ratusza. 

Sprawę załagodzono. P[an] Tomaszewski był na tyle uprzejmy, że odwiózł do domu p[anią] Zylbermanową we łzach i w taksówce [taksówką]. Trzeba trafu, że na ul. Przejazd natknęli się na „pożeracza kilometrów", którego żona tak mocno schwyciła za szyję, że nie mógł zipnąć. Jednakże wyrwał się i zaczął uciekać. W pościgu brał udział posterunkowy Kwieciński. Winowajcę schwytano na ul. Karmelickiej. Przeprosił żonę za wszystko, co się stało i obiecywał poprawę. Ponieważ należność za jazdę do Skolimowa i po Warszawie została uregulowana, p[an] Tomaszewski nie rości już żadnej pretensji, wobec czego obeszło się bez spisywania protokołu. Strach jednak pomyśleć co ten biedny Zylberman będzie miał w domu. Nazwisko jego kompana nie jest ustalone. 


za: "Nowiny Codzienne" nr 47 z 13 czerwca 1932 r.




[1] Noc Kupały wypadała prawie dwa tygodnie później.

wtorek, 13 listopada 2018

Szaleniec ze Skolimowa - 1938 r.

Łódzkie "Echo" w piątek 28 listopada 1938 r. informowało na pierwszej stronie m.in. o promocji na doktorów honoris causa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie Prezydenta Ignacego Mościckiego, Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, ministra Józefa Becka, o nowym budżecie państwa, o zakupie nowego polskiego statku "Lida"... 



Zaś na drugiej stronie tego numeru znalazła się taka oto informacja:

Atak szału w pociągu 
Obłąkany zranił nożem księdza i dwie kobiety 

RADOM. 28. 10. — W zakładzie dla psychicznie chorych w Drewnicy przebywał od dłuższego czasu niejaki Stefan Woysbun, mieszkaniec Skolimowa w województwie warszawskim. Onegdaj Woysbun w czasie podróży w pociągu osobowym nr. 23, jadącym z Warszawy do Radomia o godz. 18.31 na przystanku Bierwce dostał ataku szału. 



Zanim świadkowie mogli się zorientować, szaleniec wyciągnął z kieszeni nóż i począł zadawać nim ciosy na prawo i lewo. Szaleniec, którego z trudem obezwładniono, zadał szereg ciosów nożem ks. Walentemu Korczakowi, wikariuszowi z Iłży, mieszkance Warki, Michalinie Piekarz oraz Rosińskiej Stefanii, zamieszkałej w Radomiu przy ul. Gieryczewskiej 24, wszyscy wymienieni doznali lekkiego na szczęście uszkodzenia ciała. Podczas rewizji, jakiej poddano ujętego szaleńca, znaleziono przy nim... kartę zwolnienia, wydaną przez zakład dla psychicznie chorych w Drewnicy.

wtorek, 6 listopada 2018

Jeziorka wylała - 1903 r.

W 1903 roku "Gazeta Lwowska" informowała:

Powodzie
Bardzo poważne straty poniosła kolej wilanowsko-piaseczyńska, szczególniej na przestrzeni od Jeziorny do Chylic. Pomimo fundamentalnej budowy plantu na odnodze ku Konstancinowi, podmycie okazało się tak groźne, że onegdaj wstrzymać musiano ruch pociągów i osoby, podążające do tej pięknej miejscowości, zmuszone były wysiadać na przystanku w Jeziornie. Zawsze głęboka i dość szeroka rzeka Jeziorka wezbrała do tego stopnia, że woda podmyła brzegi, znosiła drzewa i czyniła wyrwy nawet na dobrze wybrukowanych podwórzach. Most kolejowy pod Konstancinem został zniesiony, a szyny wiszą nad wodą w powietrzu. 


W Skolimowie park ucierpiał znacznie, wylew Jeziorki dosięgał prawie dworu. Przez całą noc musiano pracować z wytężeniem, ażeby woda nie przedostała się przez uliczki w parku, niszcząc zupełnie świetnie prowadzone gospodarstwo rybne. 

Straty na kolei grójeckiej są mniejsze, chociaż w pobliżu Moczydłowa i Góry Kalwarii plant również ucierpiał, a ruch pociągów odbywał się z wielką ostrożnością. 

za: "Gazeta Lwowska" nr 160 z 16 lipca 1903 r.

wtorek, 30 października 2018

Jeziorna w 1924 r.

Największym zakładem przemysłowym w pobliżu Warszawy, na południe od niej, była Papiernia w Jeziornie. Duże skupisko robotników, bliskość dużej aglomeracji miejskiej powodowało, że na jej terenie działały aktywnie organizacje będące pod wpływem różnych nurtów politycznych. Działała tu przede wszystkim PPS, ale była także komórka SDKPiL. Od 1918 r. zaczęła działać KPRP.
Związane z KPRP wydawnictwo Książka wydawało m.in. tygodnik "Nowa Kultura"  (1923-1924). W numerze 1 (16) z 5 stycznia 1924 r. opublikowano tekst o Jeziornie.



Kronika oświatowa - JEZIORNA 

Zaspakajanie potrzeb kulturalnych, zdobywanie wiedzy to, w obecnym ustroju społecznym, coś dostępnego tylko dla klas posiadających. 
Niemniej przeto, już w obecnym ustroju klasa robotnicza zakładać musi podwaliny pod gmach przyszłego społeczeństwa, zdobywając wiedzę, dającą panowanie nad materią. 
Kolektywny w tym celu wysiłek klasy robotniczej, zorganizowanej w związkach zawodowych, skupionej przy czytelniach, domach ludowych itp. daje wspaniałe rezultaty. 
Za przykład niech posłuży Jeziorna, osada fabryczna, skupiająca kilkaset rodzin robotniczych. Silna organizacja zawodowa i żywe zajęcie się sprawami oświaty i kultury robotniczej wpłynęły na to, że przy fabryce powstała ochronka i 7-oddziałowa szkoła powszechna, w której uczy się z górą 300 dzieci robotniczych. Szkoła utrzymywana jest przez fabrykę, nauka jest bezpłatna, dzieci otrzymują niektóre przedmioty darmo np. ołówki itp. 


Do rozwoju życia kulturalnego i towarzyskiego wśród młodzieży i starszych robotników przyczynia się w dużej mierze "Dom Ludowy": posiada on bibliotekę, zawierającą kilka tysięcy książek treści beletrystycznej i naukowej, scenę, gdzie odbywają się przedstawienia amatorskie — poza tym urządzane są odczyty, wieczory towarzyskie itp. 
Analfabetów, stanowiących 10% robotników jeziorańskich. wkrótce nie będzie, dzięki odpowiednio zorganizowanym kursom. 
Duże znaczenie społeczno-wychowawcze posiada robotnicza kooperatywa spożywcza, licząca przeszło 1000 członków i posiadająca własną piekarnię i rzeźnię. 
Istnieje orkiestra robotnicza, organizują się chóry, kółka sportowe młodzieży, kluby towarzyskie itp. 
Rezultaty mówią same za siebie. 

Gwoli prawdy, wspomniane tutaj -osiągnięcia- były przede wszystkim wynikiem działań właścicieli i dyrekcji fabryki.

wtorek, 23 października 2018

Bohater z Jeziorny - Żołnierze Niepodległej (VII)

Mieczysław Roman Niedzielski urodził się 9 sierpnia 1897 r. w Jeziornie, w rodzinie Aleksandra i Heleny Sabelman. Rodzina Niedzielskich aktywnie uczestniczyła w życiu miejscowej społeczności, m.in. brała udział w pracach Komitetu Budowy Kościoła Świętego Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Jeziornie Fabrycznej-Mirkowie.

Aleksander Niedzielski, ojciec Mieczysława
Adolf Sabelman, dziadek Mieczysława
  
Mieczysław Roman od 1915 r. służył w wojsku rosyjskim, następnie w I Korpusie Polskim, a od stycznia 1919 r. w Wojsku Polskim. Brał udział w wojnie polsko-sowieckiej 1919-1920 (w wojskach saperskich). W kampanii wrześniowej, w stopniu majora, dowodził kompanią reflektorów przeciwlotniczych nr 17, zmobilizowaną 24 sierpnia 1939 r. w Batalionie Elektrotechnicznym (kompania uczestniczyła w obronie Warszawy). 6 września na czele kompanii wyruszył do Lublina. 11 września 1939 roku wyjechał do Lwowa. Podczas okupacji działał w Okręgu Warszawskim AK. Od 1940 r. dowodził II Obwodem Żoliborz (ps „Żywiciel”, „Wojciechowski”, „Boruta”, „Papuga”, „Sadownik”). W Powstaniu Warszawskim był dowódcą oddziałów na Żoliborzu. Był dwukrotnie ranny. 20 września został mianowany dowódcą 8 Dywizji Piechoty AK im. Romualda Traugutta. Nie godził się na kapitulację powstańców. 

Mieczysław Roman Niedzielski.
Zdjęcie za pl.wikipedia.org

Po wyzwoleniu obozu jenieckiego przez Brytyjczyków pozostał na emigracji. W styczniu 1946 r. został mianowany na stopień pułkownika. Zmarł 18 maja 1980 r. w Chicago.

wtorek, 16 października 2018

Skolimowskie skarby - 1873 r.

W poście z 20 września 2016 r. wspomniałem o wielkim odkryciu w Jeziornie w 1908 r.

Nie był to odosobniony przypadek w tych okolicach. Już bowiem w 1873 r. podobna sytuacja miała miejsce w Skolimowie. Jak donosił korespondent "Kuriera Warszawskiego" D.M.:


We wsi Skolimów, niedaleko osady Piaseczno w powiecie warszawskim, włościanin Bojańczyk wykopał na swoim gruncie naczynie gliniane ze srebrną, starożytną polską monetą. Prędkie dowiedzenie się o tym zdarzeniu wójta gminy Nowa Iwiczna, do której wieś Skolimów należy, zapobiegło uronieniu, jakie zwykle bywa w podobnych wypadkach. Przy obliczeniu przez wójta okazało się przeszło sztuk 600, które złożone zostały naczelnikowi powiatu do stosownego postąpienia.

za: "Kurier Warszawski" nr 240 środa 24 października (5 listopada) 1873 r.


ps. warto dodać, że wybitny znawca historii ziem nadjeziorańskich Paweł Komosa powiązał ten skarb z okresem "Potopu". Więcej o tym można przeczytać na jego blogu: http://konstancinjeziorna.blox.pl/2014/07/Zakopane-skarby.html

wtorek, 9 października 2018

Skolimowskie ogrodzenia - 1905 r.

W 2013 r. ukazał się pierwszy numer konstancińskich "Zeszytów Historycznych - nie tylko Konstancin i Jeziorna". Adam Zyszczyk umieścił tam interesujący tekst "Bramy i ogrodzenia". Wydaje się, że podany przeze mnie tekścik w jakimś stopniu uzupełni zawarte tam informacje.

Nowy środek

Na Dalekim Wschodzie strony wojujące używały drutu kolczastego, który przeciwnikowi bronił przystępu, ranił go i szarpał na nim odzież. 

W letnich miejscowościach pod Warszawą (w szczególności zauważyliśmy to w Skolimowie i Konstancinie) rozpowszechniło się zastosowanie drutu kolczastego jako środka służącego do ogrodzenia posiadłości. 

Czyżby to miało być symboliczne, że własność jest już tak zagrożona, że stale stać musi na stopie wojennej ; środków wojennych dla obrony swej używać? 

Dość że dawne plotki z żerdzi, sztachety i parkany zupełnie prawie miejsca ustąpiły ogrodzeniom z drutu, najeżonego ostrymi, często haczykowate mi kolcami. 

Ale co uchodzi na wojnie i o ile skuteczne jest środkiem równie dobrym jak każdy inny, z tym trudno sit; pogodzie w normalnych warunkach. Być może panowie właściciele są zdania, ze kto się poważy granice ich posiadłości przekroczyć w sposób niedozwolony, ten na żadne względy nie zasługuje może się okaleczyć i odzież sobie zniszczyć. Ale należałoby pamiętać, że nie wszyscy żywią tak wrogie zamiary względem szczęśliwych posiadaczy willi i kawałków lasu, a tymczasem nic łatwiejszego jak przechodząc o zmroku zwłaszcza, pokaleczyć się lub odzież poszarpać o drut tuż przy drodze rozciągnięty. Szczególniej zdarzyć się to może tam. .gdzie ogrodzenie takie idzie przez środek lasu i w gąszczu wcale nie zwraca na siebie uwagi. A bywa i tak, że drut się obrywa i w poprzek drogi się rozkłada, stanowiąc niebezpieczeństwo dla dzieci, które boso biegają. 

Jednym słowem nie ulega chyba wątpliwości, że zastosowanie drutu kolczastego w takich warunkach stanowi wyraźne pogwałcenie wymagań publicznego porządku i bezpieczeństwa. Powinno ono być ograniczone pewnymi przepisami, które by np. oznaczyły, że drut kolczasty może być zakładany tylko na pewnej wysokości na wierzchu ogrodzeń drewnianych, albo też na slupach, ale tylko od wewnątrz, od zewnątrz zaś t. j. od drogi zabezpieczony być musi drutem gładkim, jak to i dziś już czynią ci właściciele, bardzo zresztą nieliczni, u których dbałość o własny interes nic przytłumiła uczuć ludzkich.


Pamiętajmy. Były to czasy rewolucji 1905 r. w Królestwie Polskim.

za: "Głos. Tygodnik naukowo-literacki, społeczny i polityczny" nr 36 z 27 sierpnia (9 września) 1905 r.

wtorek, 2 października 2018

Bombardowanie Konstancina - 1939 r.

Poniedziałkowy dziennik "Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony" z 4 września 1939 r. donosił:

„Wizytówka Goeringa" 
w konstancińskiej willi ambasadora St[anów] Zjedn[oczonych] 

Odwiedziłem wczoraj pod wieczór kwaterę dziennikarską — trzech korespondentów wojennych mr [mister] Smalla z „Chicago Tribune", Patricka Maltanada [Maitlanda] z londyńskiego „Timesa", Carltona Greena z „Daily Telegraphu". „Wielka trójka" rozlokowała się wygodnie w alei Szucha. 

Korespondenci depeszują do swych redakcji o ostatnich wydarzeniach. 

... Zniszczono 64 samoloty niemieckie. ...Jednostki pancerne Rzeszy poniosły wielkie straty. ... Zbąszyń odebrany brawurowym atakiem na bagnety. ...Bombowce niemieckie zabijają kobiety i dzieci... 

Idą wieści w świat o brawurze polskiego żołnierza i niemieckich haniebnych wyczynach. 

Właśnie Amerykanin Small kończy opracowywanie wywiadu z ambasadorem Drexel Biddle'm o bombardowaniu jego willi w Konstancinie [przy ul. Potulickich]. 

Anthony Joseph Drexel Biddle Jr. 
Zdjęcie za: en.wikipedia.org

— Herman Goering — mówi w tym wywiadzie amb[asador] Drexel Biddle — znał mój adres, nie przypuszczałem jednak, że tak prędko złoży mi wizytówkę. 

Zbrodniczy atak nastąpił właśnie w chwili, gdy ambasador wraz z żoną i córką przygotowywał się do wyjazdu samochodem do Warszawy. W willi znajdowała się również przyjaciółka pani ambasadorowej miss Mary Willis Mackenzie z Hopkinsville (stan Kantucky). 

Bombowce leciały bardzo nisko. 

— Tak nisko, że widziałem nawet twarz lotnika — oświadcza ambasador. 

Pani ambasadorowa i jej córka miss Peg[g]y Schultz zachowały całkowity spokój. 

— Jestem z nich dumny, dzielne Amerykanki — stwierdza ambasador. 

Ambasador z małżonką Margaret.
Na drugim zdjęciu Peggy Schultz.
Zdjęcia ze zbiorów NAC

Od wczoraj odłamek bomby znajduje się na biurku ambasadora. Będzie mu stale przypominał o przyrzeczeniu Hitlera, że lotnicy niemieccy otrzymali zakaz bombardowania ludności cywilnej. 

Ambasador Drexel Biddle nie zraził się jednak do Konstancina. W dalszym ciągu chce spędzać tam weekendy. 

Atak bombowców na ambasadora Drexel Biddle'a był naturalnie dla dziennikarzy amerykańskich wielką sensacją, tak zwaną „big story". Bo po pierwsze ambasador Drexel Biddle jest osobistością b[ardzo] znaną w Stanach, atak bombowców nie Jest rzeczą codzienną, a hitlerowcy są znienawidzeni w Ameryce. Setki słów przetelegrafowano o tym ich bestialskim wyczynie. Wojenni radio - reporterzy poświęcili nalotowi na Konstancin całe audycje. 

Hugh Carlton Greene
Patrick Francis Maitland

Pozostali lokatorzy kwatery mr Green[e] i mr Maitland, pierwszy wysoki, chudy, flegmatyczny blondyn, drugi ruchliwy, jak żywe srebro brunet, wystukiwali w pokoju obok na „Remingtonach" [marka maszyny do pisania] swe reportaże, które godzinę później odczytać mieli przed mikrofonem Polskiego Radia. 

Mr Green[e] kreślił swe wrażenia bardzo barwnie — "z sercem", opisując pierwszy dzień wspólnej wojny przeciw Niemcom — wzruszająca demonstrację przed ambasadą brytyjską. 

„Z niecierpliwością czekaliśmy tu na tę godzinę — dni wojny liczą się podwójnie". A godziny? Zwłaszcza takie, które z ust obcych ludzi rozbrzmiewały raz po raz entuzjastyczne okrzyki: „Niech żyje Wielka Brytania!", "Niech żyje król Jerzy!" 

Manifestacja pod ambasadą brytyjską w Warszawie 3 września 1939 r.
Zdjęcie za pl.wikipedia.org

Wieczorem — wspomina z dumą korespondent — gdy wychodziłem z ambasady spotkałem grupkę studentów. Poznali, że jestem Anglikiem. Wśród okrzyków na cześć Anglii zaczęli mnie podrzucać do góry. Gdybym teraz nie musiał stanąć przed mikrofonem, byłbym razem z nimi — kończy swój reportaż o „niezwykłym dniu" — Carlton Green[e]

Maitland podkreślił dzielną postawę ludności cywilnej, która nic ale to nic nie robi sobie z bombowców — mówił. — Widziałem na własne oczy dorożkarza, który w najlepsze spał na koźle podczas ataku lotniczego.

*****
Informacje o spadających na Konstancin 3 września bombach zebrał Dawid Miszkiewicz w swojej książce Ślady działań wojennych z września 1939 roku w Piasecznie, Konstancinie i okolicy, Konstancin 2014. Prezentowany wyżej tekst - mam nadzieję - uzupełnia i potwierdza podane przez niego ustalenia.

*****
Według ambasadora Drexel Biddle'a "średniej wielkości bombowiec" opuścił szyk i "gwałtownie obniżył się". Z małej wysokości wypuścił 11 bomb. Może tutaj nie chodziło o bombardowanie, lecz o to, że samolot uległ jakiejś awarii i pozbył się "balastu" [hipoteza]. Może specjaliści są w stanie podać jaki był to typ samolotu: Heinkel 111 czy Dornier 17.
Nie udało mi się ustalić bliżej tożsamości korespondenta "Chicago Tribune".

wtorek, 25 września 2018

Marszałek Sejmu w Konstancinie - 1925 r.

W 1925 r. pogorszył się stan zdrowia Stefana Żeromskiego. Tak sam o tym pisał: Przeszedłem grypę z bronchitem, ale bardzo ciężkim, połączonym z niedobrymi objawami. Lekarz wyrzuca mnie na południe i to bez zwłoki. Pisarz wyjechał do Włoch. Niestety nie wpłynęło to na polepszenie stanu jego zdrowia. Żeromski w złym stanie wraca do Konstancina. Zdrowie moje jest w złym stanie - stwierdza krótko w jednym z listów. W Konstancinie odwiedzają chorego pisarza liczni goście. Między innymi był tu 25 sierpnia 1925 r.:

"Głos Lubelski" nr 233 z 26 sierpnia 1925 r. 


Maciej Rataj urodził 19 lutego 1884 r. w Chłopach. W okresie II Rzeczpospolitej pełnił funkcję marszałka Sejmu i zastępcy Prezydenta RP, był działaczem ludowym i publicystą. Był zastępcą komisarza cywilnego przy Dowództwie Głównym Służby Zwycięstwu Polski. W 1939 r. współtworzył Główną Radę Polityczną. Został rozstrzelany 21 czerwca 1940 r. w Palmirach. 

Maciej Rataj. Zdjęcie za: pl.wikipedia.org

Pisarz zmarł 20 listopada 1925 r. w Warszawie w swoim mieszkaniu na Zamku Królewskim.